Bardzo się cieszę, że premier walnął pięścią w stół w sprawie kiboli. Martwię się jednak, że zrobił to tak lekko – i mam nadzieję, że ręka go od tego nie zabolała i nie zaboli. W moim głębokim przekonaniu sytuacja dojrzała bowiem do rozwiązań drastycznych, dużo drastyczniejszych niż czasowe zamykanie stadionów po ekscesach czy bezwzględne podporządkowanie decyzji władz administracyjnych w tej sprawie opinii policji. Pora przestać się podniecać „umiłowaniem piłki nożnej przez Polaków”, czy „interesem publicznym” rozumianym jako interes właścicieli jednego czy drugiego stadionu; pora nawet zapomnieć o tym, że kiboli jest dużo i mogą nie-tak-jak-trzeba zagłosować w nadchodzących wyborach. Antysemityzm, rasizm, zwykły bandytyzm muszą być wypalone ogniem i żelazem, bez pięknoduchostwa i bez oglądania się na jakieś mityczne „reguły” czy „prawa”.
Co więc proponuję zrobić?
-
Po pierwsze, sięgnąć po restrykcje finansowe. Ale nie po jakieś śmieszne mandaty. Klub, którego kibice zorganizują burdę, winien płacić z miejsca i bez usprawiedliwień do kasy państwowej – powiedzmy – milion euro. Jak od tego zbankrutuje – to do cholery z nim. Na dodatek stadion takiego klubu powinien bezapelacyjnie zostać zamknięty dla publiczności nie na jeden czy dwa mecze – ale na dwa lata.
-
Przedsiębiorstwa państwowe i spółki skarbu państwa powinny mieć ustawowy zakaz wspierania klubów piłkarskich w jakiejkolwiek formie – od dawania lewych etatów zawodnikom, po dotacje finansowe i wystawianie reklam na stadionach.
-
Kluby kibica powinny zostać rozwiązane z mocy prawa jako organizacje przestępcze.
-
Na wszelki wypadek wejścia na stadiony powinny być tak przygotowane, jak wejścia na lotnisko. Bramki z wykrywaczami metalu, psy tresowane do wykrywania narkotyków i alkoholu na każdym wejściu, rewizje osobiste losowo co dziesiątego wchodzącego.
-
Ścisły zakaz zorganizowanego dopingu rasistowskiego czy w ogóle „niepoprawnego politycznie”. „Fala” na stadionie, rozwijanie transparentu, inicjowanie skandowania czy zaśpiewów – wychwycone przez monitory i natychmiast karane na miejscu taśmowo: miesiąc kicia. Albo lepiej miesiąc publicznych brudnych prac: przy sprzątaniu ulic, czyszczeniu szamb i tak dalej.
Że polski futbol zbankrutuje i umrze? Pewno tak. Niech chłopaki sobie na „Orlikach” po amatorsku kopią jakieś szmacianki; wystarczy. Nie widzę najmniejszego powodu, by dzika tłuszcza faszyzujących kiboli miała mieć w tym kraju cokolwiek do powiedzenia.
Premierowi doradziłbym jeszcze publiczne powiedzenie czegoś takiego: jeśli w ciągu najbliższego miesiąca na którymkolwiek stadionie – obojętne, należącym do klubu z ekstraklasy czy do jakiegoś klubiku IV-ligowego – wydarzy się jakaś awantura, to Polska wycofa swoją reprezentację z Mistrzostw Europy i zastanowi się nad ich dalszym przygotowywaniem.
Te propozycje to żart, prawda? W dodatku kiepski. Jeśli się proponuje idiotyczne zachowania, to może od razu dorzućmy podsłuchy bez zgody sądu na telefony kibiców i obowiązkowe użycie ostrej broni automatycznej przeciw kibicom w przypadku jakiejkolwiek „zadymy”. Mam wrażenie, że kibole osiągają wielki sukces – zaczynasz myśleć dokładnie jak oni.
PolubieniePolubienie