Kacze gry i zabawy trwają…

Jeśli ktoś myślał, że po odstrzeleniu pisiorów w wyborach będziemy już mieli trochę spokoju – był, jak to się ślicznie mówi, w mylnym błędzie. Nawet ja nie sądziłem jednak, że ich nieumiejętność przegrania i brak klasy sięgną tego na przykład, by prezydent nie tylko nie pogratulował zwycięzcy wyborów, ale w ogóle faktu zmiany sytuacji politycznej nie skomentował, a odchodzący premier wypuścił z siebie po prostu następny rzyg nienawistnych bluzgów. Pisiory po raz kolejny okazały się prymitywną bandą zakompleksiałych agresywnych prowincjonalnych ciemniaków bez kultury. Najbardziej mnie jednak zbulwersowała – choć zapewne niezbyt w sumie ważna – sprawa marszałków-seniorów, którym kaczyprezio – przecież wyraźnie wyłącznie na złość zwycięzcom wyborów – powierzył otwarcie obrad Sejmu i Senatu…

Religę jeszcze bym zniósł, choć skrajna nieudolność sprawowania urzędu przez tego niegdyś bardzo zdolnego operatora serc biła po oczach, podobnie jak jego niepohamowane parcie do zaszczytów i stanowisk. Ale Bender? To ponure antysemicko-radiomaryjne indywiduum? Człowiek, o którym świat cały wie, że jest kłamcą oświęcimskim? Czy kaczyprezio zdaje sobie sprawę, co chce zrobić… Polsce? Czy wie, że pali towarzysko nie tylko siebie (co pal diabli), ale bardzo utrudnia działalność międzynarodową sobie jako reprezentantowi swojego kraju?

Bender… Profesor… Owym profesorem (nadzwyczajnym) został w 1977 roku (docentem w 1970), „uzwyczajniono” go w 1985; wszystko zatem w „głębokim PRL-u”. Jego zwolennicy podają z dumą, że działo się to to w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim – i starannie przemilczają fakt, że każdy wniosek awansowy każdej uczelni w owych czasach wędrował do stosownego ministerstwa, był opiniowany przez bardzo upolitycznione komisje środowiskowe i wreszcie nie mógł być uwzględniony bez decyzji Wydziału Nauki KC PZPR. Były dwie możliwości przejścia przez tę procedurę: absolutna wybitność naukowa (droga dość niepewna: sam znałem osobę o europejskiej co najmniej renomie w swej dyscyplinie, której zablokowano w owym Wydziale profesurę, bo miała „niepolskie” nazwisko – czytaj, uznano ją za Żydówkę; tymczasem zaś była z pochodzenia… autentyczną austriacką arystokratką z tytułem baronessy) – i druga droga: uznanie przez towarzyszy kandydatury za „korzystną politycznie”.

Bender bez najmniejszej wątpliwości należy do tej drugiej kategorii. Rozmawiałem zresztą o tym przed laty z jednym z ówczesnych polityków (dość średniego szczebla, żeby była jasność – ale jednak z kręgów władzy) i mówiąc o PRL-owskiej polityce kadrowej w dziedzinie nauki, która była w mojej opinii – delikatnie mówiąc – po prostu tragicznie kiepska, wymieniłem nazwisko dzisiejszego senatora – obok kilku innych – z miną dość ironiczną. Mój rozmówca wielce się oburzył. – Pomyśl człowieku politycznie – powiedział – przecież robiąc byle co czymś w rodzaju gwiazdy kompromitujemy określone środowisko! Każdy widzi, że ten czy ów, to błazen – kontynuował – ale to błazen „ich”, nie „nasz”, nie z UW czy UJ, do których – zapewniam – w życiu się nie dostanie! Więc to jest nasza inteligentna dywersja, nic innego…

Mówiąc nawiasem – tamta rozmowa, teraz, po latach, nieźle mi tłumaczy klęskę przedsięwzięcia pod tytułem PRL. Polityka im gorzej tym lepiej działa (i to czasami!) na krótką metę; na dłuższą zawsze prowadzi do klęski.

Na zakończenie anegdota: wiele lat temu, jak być może niektórzy pamiętają, zajmowałem się teleturniejami. Przyjaźniłem się wówczas z nieżyjącym dziś Juliuszem Owidzkim, artystą i niesamowitym erudytą, w dodatku człowiekiem rozmiłowanym w nauce i pełnym dla jej przedstawicieli autentycznie głębokiego szacunku, wręcz graniczącego – do pewnego zdarzenia – z ubóstwieniem. Przełom nastąpił, gdy wspólnie z Julkiem redagowaliśmy pytania do jakiegoś quizu, które napisał – jak było wówczas we zwyczaju – pewien profesor o znanym dość nazwisku. Pytania były nawet do sensu, jednak wymagały w kilkunastu wypadkach doprecyzowania, w konsekwencji zaś – dłuższej rozmowy z autorem. Rozmowa ta się rzeczywiście odbyła w uczelni, na której ów naukowiec miał katedrę; jak to bywa w takich okazjach, jej tematyka wykroczyła znacznie poza założony początkowo specjalistyczny zakres. No i jak wyszliśmy, Julek – blady jak papier – powiedział do mnie:

– Bodziu, mójświat się zawalił.

– A to z jakiej przyczyny? – zapytałem.

– Przecież ten profesor, to zwyczajny idiota. Może on się i zna na tych swoich śrubkach, ale w innych dziedzinach nie odróżnia kaku od papu… A ja myślałem, że profesor to wie wszystko o wszystkim…

Bo – widzicie – tak poza wszystkim, sam tytuł naukowy potwierdza tylko jedno: wiedzę fachową w określonej, na ogół bardzo wąskiej dziedzinie. Nie potwierdza nawet znajomości polszczyzny i umiejętności zachowania się przy stole. Z całą pewnością jego uzyskanie nie jest żadną nominacją na „autorytet moralny”.

Co nie oznacza, że żartując – czy nawet szydząc – z niektórych profesorów, ja tej specjalistycznej wiedzy nie szanuję; wręcz przeciwnie. Ale nie oznacza to też, że ktoś, kto wie wszystko – powiedzmy – o reformie czynszowej w Ordynacji Zamojskiej w latach 1833-1864, albo o ludności miejskiej Lubelszczyzny w akcji przedpowstaniowej 1861-1862 (zgadnij kotku, czyje to rozprawy?) ma jakiekolwiek prawo pouczać innych o tym co złe lub dobre, lub wypowiadać się autorytatywnie w sprawach Holocaustu. A jeśli w tych kwestiach wypowiada groźne szowinistyczno-fundamentalistyczne brednie, to jest to kompromitacja i skandal. I tyle, panie prezydencie. Tylko i aż.

23 myśli w temacie “Kacze gry i zabawy trwają…

  1. Po całym przeprosinowym cyrku coś mi się przejadło. Pozwolę sobie zacytować Tomasza Lisa: “Polska to jest państwo, a nie państwo Kaczyńscy.”

    „Ceterum censeo Karthaginem esse delendam”

    Polubienie

  2. Się mi wydaje, że dobór takiej a nie innej osoby na kandydata do Senatu, podyktowany był w pierwszej kolejnosci nazwiskiem – właśnie chodziło o wystawienie pewniaka, który się dostanie prędzej niż ktoś mniej znany i nie posiadający swoich stałych wyborców. No i trudno już na etapie wsystawiania kandydatów przewidywać, że akurat ten a nie inny osobnik będzie najstarszy…

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.