Nie miałem zamiaru…

…nic pisać więcej, ponad to – wymowne, jak sądzę – nihil w poprzednim komentarzu. Chciałem uszanować czas żałoby, daję słowo. Ale nie da rady: numer z Wawelem przekracza wszelkie granice. Granice megalomanii, dodajmy, które – wydałoby się – powinny pojawić się nawet u ludzi typu Jarosława K. Ale się nie pojawiły; więc – sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało. Oto słowa prawdy:

 

…prezydentura Lecha Kaczyńskiego była najgorszą w dziejach Rzeczypospolitej, wliczając w to również rządy Bolesława B.

Była w wielu momentach kompromitacją na skalę międzynarodową. Była nienowoczesna, aintelektualna, zaściankowa, antyeuropejska, konserwatywna znacznie ponad normy przyjęte na naszym kontynencie dla cywilizowanego konserwatyzmu. Być może, Lech Kaczyński był prywatnie uroczym człowiekiem – chcę w to wierzyć. Ale jako prezydent był fatalny. Jeśli on znajduje nierozsądną decyzją p. Dziwisza miejsca na Wawelu – obok Jana III, Kościuszki i Józefa Piłsudskiego – to dla Wałęsy trzeba będzie wybudować piramidę. Wstyd. Nieporozumienie.

Na marginesie ogólnonarodowej histerii, którą – moim zdaniem – w dużej mierze zawdzięczamy mediom. Jedna osoba wzbudziła mój najwyższy szacunek i ogromną sympatię w tych trudnych chwilach: Małgorzata Szmajdzińska. W rozmowie z Kamilem Durczokiem wykazała wczoraj maksymalne opanowanie, najwyższą klasę, ogromną inteligencję. Zero egzaltacji, zero łez; nawet uśmiech. Wspaniała, dzielna i bardzo mądra kobieta. Uderzające było to, że w całej rozmowie ani razu nie powiedziała o mężu w czasie przeszłym. Rozkleiła się dopiero na lotnisku, odbierając trumnę z jego zwłokami.

Skoro zaś mówimy o mediach: Monika Olejnik. Całkowity brak profesjonalizmu. Kompromitujące szlochy na wizji (na marginesie: sam się łatwo wzruszam – i dlatego nigdy w życiu nie zgodziłbym się poprowadzić żadnego programu, grożącego emocjami; nawet sprawozdania z defilady wojskowej). Powinien to być koniec kariery tej pani. Media nie są od interpretacji, ani wzbudzania emocji. Media są od przekazywania zimnych faktów; z kamienną twarzą. Kto tego nie pojmuje, powinien zajmować się hodowlą pietruszki, nie dziennikarstwem.

54 myśli w temacie “Nie miałem zamiaru…

  1. Zadajmy sobie to pytanie: skąd tak naprawdę się wzięły te lamenty Polaków nad trumnami ludzi praktycznie im obcych, znanych im co najwyżej z telewizji, doniesień prasowych, widzianych zazwyczaj z oddali… ?
    Nie mówię oczywiście o rodzinach i ludzich bliskich tym, którzy zginęli.

    Zauważmy (a to jest bardzo wymowne i symptomatczyne), że nikt z rodzin zmarłych nie wziął właściwie udziału w tych najbardziej spektakularnych narodowych żalach, które miały miejsce praktycznie w każdym większym polskim mieście. (Mam tu na uwadze to, co działo się przez cały tydzień w kraju przed właściwymi ceremoniami pogrzebowymi w sobotę (Warszawa) i w niedzielę (Kraków).
    Dlaczego?
    Bo po prostu nie byli oni do tego zdolni. W swej prawdziwej żałobie wycofali się w swoją prywtaność, wgłąb swojego bólu. Na pewno nie chcieliby tego swojego autentycznego cierpienia demonstrować na zewnątrz (tak jak robili to masowo inni, obcy im ludzie).
    Dlaczego?
    Być może dlatego, że miałoby to w sobie coś z… profanacji głębi i prawdziwości tego, co przeżywali; być może stanowiłoby pewien gwałt na ich intymności (bo prawdziwe cierpienie jest na wskroś intymne).

    A cała reszta?
    A cała reszta miała w tych demonstracjach jakiś “interes”: religijny, światopoglądowy, psychologiczny, państwowy, oficjalny, partyjny, historyczny, medialny, symboliczny, kościelny, socjologiczny… etc.
    Moim zdaniem to, jak zareagowało polskie społeczeństwo na tę katastrofę, wcale nie świadczy o jego jedności. Bardziej o podporządkowaniu własnej mentalności instytucjom (państwowym i religijnym) – uleganiu presji tego, co zwierzchnie. Także o podatności na swego rodzaju emocjonalną infekcję. Wbrew temu co Polacy sądzą sami o swojej niezależności i tzw. “umiłowaniu” wolności, wykazali się tutaj (po raz kolejny zresztą) mentalnością poddanego.
    To poddaństwo przejawia się na kilka różnych sposobów.

    Nie bez znaczenia w tym wszystkim jest to, że większość polskiego społeczeństwa to katolicy, których, jakby nie było, przynależność do Kościoła obliguje do uznania jego zwierzchnictwa… przynajmniej w kwestiach wiary, czy też “duchowości” (a ta, w podobnych przypadkach jak ten, ma przecież kluczowe znaczenie, bo dotyka sedna egzystencji, sensu życia, śmierci i cierpienia).
    Ponadto, sama wiara katolicka funkcjonuje w przestrzeni mocno zhierarchizowanej, spaternalizowanej.

    Lecz Polacy okazują się również “z ducha” poddanymi świeckimi, co potwierdza tworzące się in statu nascendi mit i legenda prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
    I raczej nie są świadomi tego, że jest to jeszcze jedna odmiana kultu jednostki, przemieszanym na dodatek z kultem ofiary.

    Legitymizacją (i mitem założycielskim) tej nowo powstającej legendy ma być umieszczenie zwłok Prezydenta w najbardziej sakralnej dla narodu polskiego nekropolis, jaką jest Katedra na Wawelu.
    Pochopna, i jak się okazało nieopatrzna decyzja władz kościelnych (na którą wyraziła zgodę rodzina zmarłej pary prezydenckiej) zburzyła nawet to kruche przekonanie o tym, że naród polski potrafi się jednoczyć dopiero nad trumnami. Okazało się, że jest wręcz przeciwnie – trupy dzielą Polaków równie skutecznie, jak i żywi.

    Walka o Wawel jest symptomatyczna dla społecznego konfliktu jaki istnieje między Polską liberalną, świecką i laicką (bardziej zwróconą ku przyszłości), a wyznaniową, konserwatywną, “tradycyjną”, (dla której niezwykle ważna jest przeszłość).
    Jednak zagorzali przeciwnicy obecności sarkofagu Kaczyńskich na Wawelu nie zdają sobie chyba sprawy z tego, że, paradoksalnie, podobnie jak i ich katoliccy adwersarze, poddają się irracjonalnemu w swojej istocie myśleniu “magicznemu”, dla którego bardzo ważna jest symbolika, relikwie i sakralizacja (czemu właśnie dają wyraz swoim protestem). Obie więc strony są jakby siebie warte i – zamiast zachować nad trumnami spokój i ciszę – nad owymi trumnami nieprzystojnie hałasują.

    Kościół, zawłaszczając niejako ciało zmarłego Prezydenta, chce również zawłaszczyć nie tylko “przestrzeń duchową” i symboliczną Polaków (jest to więc element “walki” światopoglądowej), ale i – w pewnym sensie – “narodową pamięć”, która jednak w równym stopniu polega na pamiętaniu, jak i na zapominaniu (traktując przeszłość życzeniowo i instrumentalnie, segregując i wybierając to, co akurat wzmacnia taką a nie inną historyczną wizję).
    Nota bene, to właśnie batalia o monopol “moralnego prawa” do Katynia, a także obrany przez poszczególne partie odmienne kursy polityki “historycznej”, przyczyniły się pośrednio do katastrofy samolotowej pod Smoleńskiem (ponieważ, gdyby nie było tego podziału, zaplanowano by jedną uroczystość upamietniającą ofiary zbrodni katyskiej, a nie uroczystości dwie – z których ta druga, tak nieoczekiwanie, zamieniła się w jeszcze jedną tragedię i hołd dla następnej setki ludzi, jaka zginęła w tym “przeklętym” miejscu).

    Byłbym głupcem, gdybym nie dostrzegał rzeczywistej skali tego – bezprecedensowego jednak – wypadku (tak, jak dostrzeżono to na całym świecie). Lecz nie przesadzajmy. Jeśli chodzi o demokratyczne struktury państwa, to nie zostały one naruszone. Polsce nie grozi żadna zagłada, czy kolejna niewola, ani nawet zamieszki (nie wspominając już o spełnieniu się złowieszczych przepowiedni Nostradamusa).
    Naturalnie, żywego człowieka – jego unikalności i wyjątkowości – nie jesteśmy w stanie niczym zastąpić. Natomiast jego funkcję – tak. Czyli państwo będzie funkcjonować zupełnie podobnie, jak do tej pory.

    Dawne solidaryzowanie się Polaków wokół tragicznych wydarzeń w naszej historii jest zrozumiałe (w kontekście historycznym właśnie). Wzmacniało bowiem – w czasach utraconej suwerenności – poczucie narodowej tożsamości, dzięki czemu plemienne przetrwanie pod polskim sztandarem zwiększało swoje szanse. Teraz jednak sytuacja jest inna. Polska powinna się stać państwem nowoczesnym, otwartym na przyszłość i nie dyskryminującym nikogo, ze względu na jego poglądy i opinie. Krajem, w którym nie można deklarować “jedynie słusznego” światopoglądu.

    Każdy sobie zadaje pytanie: co będzie dalej? Czy cokolwiek w naszym kraju się zmieni? Czy przestaniemy obrzucać się obelgami, błotem, wyzwiskami?
    Czy naród polski przeżył właśnie oczyszczające go katharsis?
    Wątpię, choć naprawdę bardzo chciałbym sie mylić.
    Obawiam się, że trauma ta jeszcze bardziej wzmocni polskie kompleksy i jeszcze wyraźniej zarysują się podziały, jakie istnieją już od dawna w polskim społeczeństwie. Jeszcze usilniej będzie się przekonywać o własnej nieomylności – o tym że racja leży właśnie po tej, a nie po innej stronie; jeszcze mocniej będą chciały się utwierdzić monopole na prawdę.
    Ale są to tylko obawy. Jak będzie naprawdę?… Już wkrótce powinniśmy się o tym przekonać.

    Polubienie

  2. No i stało się… Uważam, że zrobiono coś niesmacznego i niemądrego, ale chyba nie ma sensu nadal o tym dyskutować.

    Polubienie

  3. PAK :
    Jestem ‘antywawelski’, więc tłumaczę co mi przeszkadza:
    1. Poczucie narzucenia wyboru. Nie odbyła się publiczna dyskusja, parę osób zadecydowało zakulisowo, mimo świadomości drażliwości sprawy nie przeprowadzono konsultacji. Zwyciężył szantaż emocjonalny, bo nawet argumentów o wielkości Lecha Kaczyńskiego nie usłyszałem w relacjach z tego, jak do wyboru Wawelu doszło.
    2. Brak historycznego punktu odniesienia — innych prezydentów pochowano w Warszawie; Piłsudskiego i Sikorskiego, nie dość, że bohaterów czasów przełomu (nie twierdzę, że bez skazy) pochowano bez żon. Przynajmniej jeden Prezydent RP został zamordowany, co stanowi jakieś odniesienie do przypadku katastrofy komunikacyjnej w czasie pełnienia obowiązków… — i też spoczywa w Warszawie.
    3. Nieadekwatność pompy do zasług. Już prezydentura Lecha Kaczyńskiego rozpoczynała się pompą nieporównywalną z inauguracjami Lecha Wałęsy, czy Aleksandra Kwaśniewskiego. Teraz mamy pompę nieporównywalną z jakimkolwiek pogrzebem III RP. (Przypominam — Miłoszowi Wawelu odmówiono.)
    4. Dziwność samej decyzji. Pierwszą reakcją zwykle było zdziwienie. Bo nie jest to także decyzja, która służy rodzinie, z potencjalnym wyjątkiem politycznych ambicji brata…
    5. Może w sumie dla mnie najważniejsze, choć najmniej merytoryczne — poczucie przekroczenia progu akceptowalnej egzaltacji w tej żałobie. Także rozklejanie się pani Moniki Olejnik na wizji, pieski i kotki prezydenta, czy słowa o zazdrości z jaką zdegenerowany Zachód spoglądał na nasz Naród, że ten ma Kaczyńskiego, budowały poczucie nieznośnej egzaltacji. Ale decyzja o Wawelu przekroczył możliwy próg akceptacji.

    Ok. No więc tak. Argument 4, który głosi, że decyzja o pochówku na Wawelu jest zła, bo jest dziwna. A dlaczego dziwna? No bo nietrafiona. Innymi słowy cały „argument” to tylko powtórzenie twierdzenia, nie trzeba go więc dalej dyskutować.

    Argumenty 3 i 5 są w gruncie rzeczy podobne. Za dużo egzaltacji w stosunku do zasług. Okej. Z tym, że nikt nie powiedział, że na Wawelu ktokolwiek zamierza chować LK za jakiekolwiek zasługi ani za wielkość. To jest jakaś wymyślona przez Was na poczekaniu ściema. LK był prezydentem kraju, czy się to komu podoba czy nie. Trzeba go więc pochować z odpowiednią pompą, z powodów politycznych głównie (ale ogólnopaństwowych, nie propisowskich). A że zginął w sposób absolutnie niezwykły to i pompa powinna być może trochę większa. I tyle. Nie widzę tu wielkiej filozofii.

    Argument drugi w ustach jakiegokolwiek lewicowca i przeciwnika kaczyńskiej polityki historycznej jest śmieszny (no chyba, że „lewicowość” danej osoby ogranicza się do sentymentu do posiadanej w latach 80tych legitymacji partyjnej). Co nas obchodzi „tradycja historyczna”? Tradycja historyczna ma to do siebie, że jest tylko tradycją, a dziś możemy ją zmienić. Życie przeszłością i rozwiązaniami „jak to drzewiej bywało” to domena konserwatystów i monarchistów. A nie ludzi rozsądnych. Poza tym argument z tradycji jest nad wyraz obosieczny, bo można argumentować, że na Wawelu są stada ludzi stojących na czele państwa, część trochę przypadkowych, część miernych, a o ich pochowaniu tam na pewno nie zawsze decydowały zasługi (Sikorski? banda dennych królów?). A ustalonej tradycji chowania „prezydentów III RP” nie ma akurat żadnej.

    Argument o żonie jest naprawdę żenujący. Raz, że królów chowano z żonami, dwa znowu ktoś sugeruje, że skoro czegoś długi czas nie robiliśmy, to nie możemy tego zrobić dziś. Bez sensu.

    Argument pierwszy ma stosunkowo najwięcej sensu. Ale zakłada, że w Polsce istnieje jakaś wyjątkowa hierarchia miejsc pochówku. I że o miejscu w tej hierarchii decydują zasługi nieboszczyka. Jak się przyjrzeć kto jest pochowany na tym Wawelu i na Powązkach to nie da się zaprzeczyć, że taka hierarchia po prostu nie istnieje.

    Ale okej, rozumiem, że można uważać, że Wawel jest jakimś miejscem wyjątkowym. Tylko, że co „uniezwykla” to miejsce? Kilka wieków historii? Czy leżący tam królowie? A może, jak raczyła się wyrazić Środa, „święci katoliccy”? Splendor katedry? W ustach porządnej lewicy jest to w najlepszym wypadku hipokryzja.

    Stanowisko uczciwego lewicowca powinno wyglądać tak:
    http://cia.bzzz.net/mam_gdzies_wawel

    Polubienie

    1. No to cytat z Janiny Paradowskiej. Moim zdaniem: samo sedno.
      Jak te dni zapamiętać i upamiętniać?
      według Janina Paradowska
      Usłyszałam w radiu, że w Bydgoszczy podjęto uchwałę o nadaniu imienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego pierwszemu w Polsce mostowi. Rzecz jednak w tym, że mostu jeszcze nie ma, jest dopiero budowany.

      Nie wiem, jak odczytać to bydgoskie przesłanie? Jako udział w narodowym wyścigu, kto szybciej i bardziej patriotycznie uczci pamięć zmarłego prezydenta? Jednak nazywanie nieistniejącego mostu czyimś imieniem – najdelikatniej rzecz biorąc – dziwi.

      Usłyszałam również, że szkołom nadaje się imiona pani prezydentowej Marii Kaczyńskiej. Zatelefonowała do mnie Czytelniczka z pytaniem, co takiego wielkiego zrobiła pani Maria Kaczyńska, osoba niewątpliwie dobra, szlachetna, prowadząca działalność charytatywną, bo przecież takich osób jest wiele, żeby natychmiast nazywać szkoły jej imieniem? Czy sam fakt śmierci w lotniczej katastrofie jest powodem wystarczającym do takiego pośpiechu w czczeniu zmarłych? Zapewne dyrekcja szkoły miała szlachetne intencje, poddała się fali wielkiego współczucia, poddała się wizji owego pochówku w królewskich grobach i chciała dobrze.

      W Sopocie część jednej z ulic, a właściwie skwer przy ulicy przemianowano na ulicę Lecha Kaczyńskiego, ma też być rondo Macieja Płażyńskiego i ulica, a może tylko placyk imienia Arkadiusza Rybickiego. Sopot się podzielił. Dlaczego Płażyński i Rybicki? Dlaczego tak wcześnie, bez żadnych konsultacji? To pytanie wydaje mi się zasadne. Decyzje mające uczcić ludzi nawet bardzo zasłużonych podejmowane w okresie żałoby są może pięknymi gestami, choć trudno uwierzyć mi, że nie mają one podtekstu politycznego. Ale zawsze lepiej, by podejmowano je po namyśle. Jest dla mnie czymś naturalnym honorowe obywatelstwo Warszawy dla Lecha Kaczyńskiego, należy mu się ono choćby za Muzeum Powstania Warszawskiego, ale co przeszkadzało, aby decyzję w tej sprawie podjąć za miesiąc, dwa, najlepiej już po wyborach prezydenckich? Aby nie było nawet cienia podejrzenia, że jest ona wymuszona sytuacją?

      Przekonują mnie różne osoby, żebym siedziała cicho, żebym nic nie mówiła o pochówku na Wawelu, bo lepiej, żeby nad tą sprawą zapadła cisza. Agnieszka Holland w ciekawym wywiadzie dla “Gazety Wyborczej” powiedziała, że jeśli ktoś chce chować swoich bliskich w muzeum i kardynał Dziwisz się na to godzi, to sprawa jest zamknięta. Dla mnie nie jest, chociaż szanuję opinię pani Holland. Kardynał Dziwisz nie jest dla mnie żadną wyrocznią, a gwałtowne poszukiwania autora tego pomysłu i pokrętne dość tłumaczenie, że to ma być teraz miejsce czci dla Katynia świadczy o tym, że nawet ci, którzy to wymyślili, mają kłopot. Takie miejsce już pod Wawelem jest. Jestem po stronie Andrzeja Wajdy, który miał odwagę zwrócić się kardynała z prośbą o zmianę decyzji. Podziękowałam mu za to osobiście. Jestem po stronie tych bardzo wielu ludzi, którzy też pisali listy do kardynała, bo Andrzej Wajda nie był jedyny. I nie dostali odpowiedzi.

      Nie widzę powodów, dla których prezydent Kaczyński ma spoczywać w nekropolii królewskiej, w tym – jak powiedziała pani Holland – muzeum, bo to jest właśnie muzeum. Takie prawdziwe, gdzie dobrzy królowie i bohaterowie leżą obok tych, którzy zasług nie mają, oprócz powodów politycznych. Argumentacja tych, którzy każą mi siedzieć cicho też jest polityczna. Brzmi ona mniej więcej tak: niech mają ten Wawel i niech będzie spokój, nie dzielmy Polaków bardziej, niż są podzieleni, nie dajmy “prawdziwym patriotom” nowej amunicji.

      Dla mnie Wawel ma jednak znaczenie szczególne, wolne od politycznych kalkulacji. Właśnie dlatego, że jest muzeum zamkniętym, nad którym pochylają się historycy, a nie politycy. Może także dlatego, że jestem Krakowianką, że z tym miejscem wiążą się dla mnie wspomnienia pierwszych Pasterek, na których byłam, tych pierwszych lekcjach historii jeszcze w szkole powszechnej. Myślę także o przedziwnym spokoju tego miejsca, marmurowych nagrobkach, pięknie Kaplicy Zygmuntowskiej, pięknie i mądrości eseju Andrzeja Kijowskiego o krypcie św. Leonarda. Może dlatego, że zawsze fascynowało mniej, jak w wiele lat po śmierci i po wielkich narodowych dyskusjach spotkali się w jednej krypcie ci, którzy byli za życia “jak dwa na słońcach swych przeciwnych Bogi”, czyli Mickiewicz ze Słowackim.

      Każdy, nawet komentator polityczny, który powinien chłodno oceniać różne polityczne kalkulacje, ma prawo do swoich własnych wspomnień, przeżyć. I do własnej opinii. Nie chcę się poddać moralnemu i politycznemu szantażowi. I od dawna, zanim stanęła sprawa pochówku prezydenckiej pary, bardzo niepokoi mnie to, co dzieje się na Wawelu, gdzie za nic ma się konserwatorskie zalecenia. I nawet interwencje ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie pomagają, nie zapobiegają wyjątkowo złemu obchodzeniu się z tym, co właśnie jest dziedzictwem narodowym przez kościelnych gospodarzy tego miejsca. Rozmawiałam na ten temat z ministrem Zdrojewskim i wydaje mi się, że on też wobec wszechwładzy kościoła na Wawelu jest bezsilny. To tak na marginesie, ale rzecz wydaje się ważna, abyśmy nie mieli wkrótce zamiast królewskiej nekropolii miejsca narodowego kiczu, wywołującego jeszcze większe podziały. I niesmak.

      Nie pisałam komentarzy na blogu w okresie żałoby. I tak mieliśmy zalew słów, często nic nieznaczących. Pisałam do “Polityki”, prowadziłam poranki w TOK FM, rozmowy w Superstacji. Uznałam, że wystarczyło mi tej aktywności dziennikarskiej. Bardzo pięknie napisał Tomasz Łubieński, że w tym czasie za dużo było gadania, a za mało słuchaliśmy Mozarta, Haendla czy Pendereckiego. Szkoda, ale rozumiem, że oni byli mało przydatni, bowiem kampania wyborcza zaczęła się już w kilkanaście godzin po katastrofie. Kto twierdzi inaczej – mija się z prawdą. Wystarczyło popatrzeć na media, zwane ciągle publicznymi, które skompromitowały się ostatecznie, ale to już nikogo nie dziwi. Cóż tam wyczyniano, jaki agresywny typ propagandy uprawiano.

      Mam oczywiście szereg pytań, które chcę zadać, gdy żałoba minie. Narasta bowiem we mnie przekonanie, że ponad 90 osób, niejednokrotnie bardzo wspaniałych, zginęło zupełnie niepotrzebnie i że ta katastrofa musi zostać do każdego szczegółu wyjaśniona. I w końcu dla mnie najbardziej poruszające były te sceny, gdy na lotnisku stawały wynoszone z samolotów rzędy trumien, witane imiennie przez premiera i świadomość, że jeszcze przynajmniej jeden taki rząd stanie. To są prawdziwe powroty do najbliższych. To jest skala tej

      Polubienie

    2. „Argument o żonie jest naprawdę żenujący. Raz, że królów chowano z żonami”
      Na cos trzeba sie zdecydowac – czy Polska jest republika czy monarchia?
      Podobno zdecydowano, ze republika a jezeli tak, to nalezy trzymac sie republikanskiej skromnosci. Prosze zobaczyc groby Waszyngtona i Jeffersona, skromne i poza Waszyngtonem.

      Polubienie

  4. No i dzięki tej dyskusji przyswoiłem sobie nowe trudne słowo – abominacja. I obawiam się przed samym sobą, że będzie ono kojarzyć się właśnie z tym okresem historii naszego kraju.
    Nie wiem tylko które określenie z języka polskiego miała na myśli autorka.

    Mottem prezydentury Lecha Kaczyńskiego na zawsze zostanie „Panie Prezesie, melduję wykonanie zadania”. I gdy już się wydawało, że Lech Kaczyński po swej tragicznej śmierci zostanie jednak prezydentem wszystkich polaków, to decyzja z pochówkiem na Wawelu podzieliła społeczeństwo.
    Trzy dni był prezydentem wszystkich polaków. Trzy z 1569 dni.

    Polubienie

  5. Witam Państwa ! A ja chodzę na demonstracje przed kurię w KRK, byłem juz dwa razy , dzisiaj też pójdę. Tłum , bo to naprawdę jest tłum, ludzi którym decyzja Dziwisza nie podoba się jest rozdyskutowany, dyskusje sa rzeczowe i kulturalne, druga strona oferuje obelgi i wyzwiska.
    Chciałbym zwrócić uwagę, że te demonstracje to bardzo wazny sygnał ; w Polsce pod oknami kurii, w KRK ludzie wykrzykują żądania ( i nie tylko ) pod adresem Kościoła,
    demonstruja swoje niezadowolenie. Kurię chronią kordony policji, z budynku nikt nie wyszedł, nie padło ani jedno słowo.Kościól kopiuje zachowania poprzedniej władzy. Wg mnie idą zmiany i to duże, jeden z okrzyków skandowanych wczoraj ; ” Nie będzie tacy !!!! „

    Polubienie

  6. grr napisal: Krypta królewska nie jest własnością żadnego narodu (swoją drogą “naród” to piękna, lewicowa kategoria, czyż nie?), tylko KK”

    Ale nie jest calkiem tak (powiedzmy, poza swiatem wyznawcow Miltona Friedmana i Korwina-Mikke), ze na wlasnosci prywatnej wlascicielowi wolno wszystko. Panstwo moze nakladac pewne ograniczenia na wykorzystanie wlasnosci prywatnej. Na przyklad gdy owa wlasnosc jest zabytkiem. Cmentarze tez podlegaja ustwowym ograniczeniom. A katedra wawelska to i zabytek i cmentarz.

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.