„Humaniści szturmują uczelnie”…

…pisze dziś za PAP-em „Życie Warszawy„. Psychologia, dziennikarstwo i kulturoznawstwo – o indeksy na te kierunki młodzi stoczyli w tym roku najbardziej zaciekłą walkę. Nie ma mają gwarancji, że pokonanie kilkunastu kontrkandydatów i zdobycie dyplomu da im pracę po studiach – pisze z kolei „Rzeczpospolita„. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego podliczyło, ile osób przyjęły w tym roku uczelnie i na jakie kierunki. Wnioski? Przybywa humanistów, ubywa inżynierów i techników.

Już w ubiegłym roku eksperci zaznaczali, że przybywa studentów na kierunkach medycznych, humanistycznych i związanych z mediami. A coraz mniej jest słuchaczy na studiach inżynieryjno-technicznych. W tym roku widać to jeszcze wyraźniej.

Ponad 31 tysięcy młodych zdobyło indeksy na kierunki pedagogiczne. Przyszli nauczyciele i wychowawcy to teraz około 13 proc. wszystkich studentów.

Wśród najmodniejszych kierunków studiów wciąż jest prawo (w tym roku dostało się na nie ponad 30 tys. osób) i zarządzanie (za studia na tym kierunku zabrało się ponad 22 tys. młodych). Żeby dostać się na nie, trzeba było pokonać średnio od trzech do sześciu kandydatów. Ale to i tak daleko od rekordu. Bo najbardziej zaciekłą walkę o indeksy stoczyli pasjonaci psychologii. Aby dostać indeks, musieli pokonać 15 kontrkandydatów. Tłoczno jak nigdy było też na dziennikarstwie i komunikacji społecznej – o każdy indeks zabiegało około dziewięciu osób.
Znawcy rynku pracy biją na alarm, bo z roku na rok ubywa studentów na kierunkach ścisłych. A to właśnie np. inżynierów gospodarka potrzebuje najbardziej. W latach 90. na studiach technicznych mieliśmy najwięcej studentów, a Polska była w ich kształceniu jednym z europejskich liderów. Kłopoty z naborem na te studia zaczęły się w 1999 roku. I gdy jeszcze cztery lata temu studiowało blisko 10 tysięcy przyszłych inżynierów, to teraz ich liczba stopniała do około 8 tysięcy.

Mój komentarz: od pewnego czasu upajamy się tzw. współczynnikiem scholaryzacji, tj. liczbą studiujących na 1000 osób z odpowiedniego dla studiowania zakresu wiekowego. Rzeczywiście, wzrósł on niebotycznie. Ale kryje się za tym zwykły humbug.

Po pierwsze, znaczna część studentów wybrała uczelnie prywatne; po prostu, nie przebrnęliby lub nie przbrnęli już przez sito państwowych egzaminów wstepnych czy konkurs matur. Większość z tych uczelenek istnieje wyłącznie po to, by właściciele mogli sobie dobrze żyć z czesnego; równie dobrze ich absolwenci mogliby sobie kupować dyplomy na Stadionie Dziesięciolecia, nie dają one już praktycznie posiadaczowi nic poza satysfakcją.  Oceniam, że  przyzwoitych uczelni prywatnych jest bardzo niewiele. Jak by po solidnym zbadaniu sprawy wyszło 20% liczby istniejących, to byłbym mile zaskoczony.

Po drugie, masa studentów studiuje zaocznie. Nawet na przyzwoitej uczelni studia zaoczne są okrojone w stosunku do dziennych, choćby czasowo; nie mówiąc już o tym, że władozm uczelni ręka drży, kiedy jednego z drugim bałwana ma skreślić: przecież jego czesne utrzymuje studia dzienne…

Po trzecie, nawet studia dzienne w renomowanej uczelni są dziś kiepskie: nieliczni (bo brak kasy na etaty) pracownicy – wśród których niemal nie ma już tzw. pomocniczych, czyli asystentów – myślą tylko o tym, by szybko lecieć na drugą cyz trzecią uczelnię, by poprowadzić kolejne zajęcia i jakoś do śmiesznej pensji naukowca dorobić.

Co zaś się tyczy preferencji kandydatów na studia: jak widzę określenie „humanista” i czytam wyrazy zdziwienia, że Polacy to tacy własnie „humaniści”, to mi się scyzoryk w kieszeni otwiera. Po prostu: szkoły niższych szczebli fatalnie uczą przedmiotów ścisłych i przyrodniczych, które są w dodatku dyskryminowane programowo. Nie o „humanistach” więc mówmy, tylko o niedoukach, lub wręcz – nieukach, którzy mają nadzieję tanim kosztem nabyć sobie uprawnienia do nazywania się „inteligentami”; a biorę ten wyraz w cudzysłów, bowiem stracił on dziś swoje dawne znaczenie. Inteligenta nie można już w żaden sposób utożsamiać nawet z absolwentem uczelni wyższej, nie mówiąc już o osobie, wykonującej tzw. „pracę umysłową”; bo dziś fizycznej już prawie nie ma, jeśli nie liczyć babć klozetowych i sprzątaczy.

25 myśli w temacie “„Humaniści szturmują uczelnie”…

  1. Bardzo ciekawy artykul.

    Jestem studentem pierwszego roku administracji. O zdolnosciach humanistycznych przekonalem sie w liceum. Wtedy tez zdecydowalem o obraniu kierunku humanistycznego, choc przez kilka lat poprzednich wyobrazalem sobie siebie jako informatyka – pewnie ze wzgledu na fakt, iz komputery sa moim hobby, a korzystanie z nich pewnie i nalogiem. Mature zdalem zatem z historii i wosu, poszla dobrze. Z chwila rozpoczecia studiow zaczalem jednak, niemal nieustannie, myslec o zmianie kierunku na techniczny. Powod? Wszyscy mowia o braku perspektyw. Dobil mnie wykladowca, ktory jasno dal nam do zrozumienia, ze po administracji ofert pracy jest bardzo malo, no i stosunkowo malo jest galezi, w ktorych mozna jako administratywista pracowac. Nie wiem teraz, czy bez matury z matematyki i fizyki powinieniem mimo to zaczac pilnie sie uczyc tych wlasnie przedmiotow i zaczac od przyszlego roku akademickiego jakis kierunek techniczny, np. automatyke i robotyke?

    Polubienie

  2. szalenie mi miło przeczytać o sobie tak miłą, choć dosyć pochopną opinię…

    też uważam, że bałagan ma swój urok… 😀
    Pozdrawiam raz jeszcze

    Polubienie

  3. Agato: czy mogę Pani niemal absolutnie serio powiedzieć – ze względów biologicznych całkiem platonicznie – kocham Panią jako przedstawicielkę tego gatunku kobiet, który uważam za najwspanialszy: mądrych. Wszystkiego dobrego. A wpisu nie usunę, bo cała ta historia jest bałaganiarsko urocza.

    Polubienie

  4. przypadkowego kliknięcia oczywiście… ech… trzecia kawa-mętlik w głowie-uroki studiowania….:)

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.