Gra o tron

Nie jestem przesadnym fanem literatury typu fantasy. Czytam ją, oczywiście – bo nawykowo czytam wszystko, włącznie z książką telefoniczną i ogłoszeniami na przystanku tramwajowym – ale żebym specjalnie tego poszukiwał, to nie. Teraz, zachęcony niezwykle ciekawym serialem nadawanym akurat przez HBO – sięgnąłem po tytułową dla tego wpisu i dla serialu „Grę o tron”  nowego dla mnie autora, George R. R. Martina (wydawnictwo Zysk i s-ka, 1998, wznowienie 2011). Jest to tom pierwszy 6-tomowego cyklu „Pieśń lodu i ognia”. Buch opasły, ponad 800 stron liczący. No i – przy pewnych drobnych zastrzeżeniach, o których niżej – zarówno serial jak i książkę polecam PT Czytelnikom.

Całość to niemal klasyczne fantasy, ale adresowane do absolutnie dorosłego czytelnika. Wielkie dzieło epickie, z ogromną masą bohaterów i straszliwie poplątanymi wątkami – bez przewodnika lub robienia notatek niemal nie do ogarnięcia, pełne krwi, przemocy, seksu i polityki.

Rzecz dzieje się w wymyślonym świecie, bliskim realiami europejskiemu – szczególnie zaś brytyjskiemu – średniowieczu; tyle, że rozciągniętemu na tysiąclecia. Są – jak to w fantasy – obecne elementy magii i czarów, ale w ilościach nierażących (przyznam, że ja osobiście za tymi wątkami akurat wybitnie – jako zakamieniały racjonalista – nie przepadam), ale na szczęście nie odgrywają istotnej roli dla narracji, przynajmniej w pierwszym tomie. Co uderza – to wiarygodność wymyślonych postaci i logika ich poczynań; cały sztafaż fantasy jest dla Martina zatem pretekstem tylko do przemyśleń o charakterze uniwersalnym, głównie o ludzkich namiętnościach i polityce.

Książka napisana jest świetnie i zupełnie nieźle (Paweł Kruk) przetłumaczona. Niestety, redaktor (a właściwie osoba opisana jako „przejrzał i poprawił”) nie stanął na  wysokości zadania. Puścił do druku zwroty typu „ubrał płaszcz” i kilkakrotnie zestawił dwa znaki przestankowe jeden po drugim, co jest elementarnym błędem redaktorskim; notorycznie też ów pan nie odróżnia czasowników „posiada” i „ma”. Ale to chyba takie czasy: redaktorów „starego modelu”, którzy dzieło wielkości „Gry o tron” redagowaliby – sprawdzając każde słowo i każde zdanie w kilku źródłach w obu językach – przez kilka miesięcy, pracując w pocie czoła po 8 godzin dziennie – już chyba nie ma. A w każdym razie wydawcy na wspomnienie o tym modelu pracy z książką pukają się w czoło, zaś za samo redagowanie, jeśli w ogóle dopuszczają taką czynność w „nowoczesnym procesie wydawniczym”, proponują stawki humorystyczne.

Serial – bo i o nim warto napisać – zrealizowany jest mistrzowsko. Główne wątki wybrane przez scenarzystę i reżysera bezbłędnie, tok akcji czytelny i wartki; widać, że filmowane jest to-to przez majstrów dużej klasy. Na szczególną uwagę zasługuje autor zdjęć, wspaniale różnicujący sceny i bohaterów światłem i kolorem. Gra aktorska i reżyseria – najwyższej próby: żadnego mrugania okiem do widza, żadnego udawania, żadnego zaznaczania dystansu do postaci. Słowem – perełka.

Na zakończenie przyznam się do czegoś, co mnie pewno zdyskwalifikuje moralnie w oczach niektórych czytelników: klasyki tego  gatunku, słynnego dzieła J. J. Tolkiena, nigdy nie przeczytałem więcej jak 50 stron: nudziło mnie to śmiertelnie. Również głośny cykl Sapkowskiego nie rzucił mnie na kolana i nie biegałem do księgarni po kolejne tomy. Po kolejne tomy cyklu Martina – pobiegnę bez wątpienia. I zapewne przeczytam następny 800-stronicowy buch podobnie jak pierwszy: w dwa wieczory. A odcinki serialu oglądam po dwa razy (są powtarzane w HBO2), oba razy z dużą satysfakcją.

Przy okazji: tutaj mam dla Państwa, których temat zainteresował, rzecz wielce pożyteczną. Serial  ma własną witrynę internetową, w której znajdują się biogramy postaci, drzewa genealogiczne rodów i mapy wymyślonego przez martina świata. Korzystając z tego czyta się rzecz i ogląda dużo łatwiej.

Polecam także- nędznie, niestety, zrobioną – angielskojęzyczną stronę Autora.

12 myśli w temacie “Gra o tron

  1. Ja szczerze mówiąc o czymś takim jak Pieśń lodu i ognia usłyszałam dopiero kiedy obejrzałam serial Gra o Tron i pofatygowałam się poczytać coś więcej o nim 😀 Mam w planach
    (myślę że jak najszybciej) przeczytanie wszystkich 5? tomów 😀 A tak przy okazji możesz wstawić do artykułu link do strony traktującej o tym serialu , którą ostatnio znalazłam w internecie 😉
    Gra o Tron

    Polubienie

  2. Tolkien – klasyka gatunku – z biegiem lat staje się coraz bardziej klasyką i tylko klasyką. Również dzięki pojawianiu się w gatunku takich autorów jak Martin.
    Co do Sapkowskiego – czytał Pan tylko część sagi czy opowiadania? Sagę przeczytać można, opowiadania zaś zdecydowanie warto, oba tomy, we właściwej kolejności.

    Polubienie

    1. Wyłącznie trening. Czytam od 4 roku życia, w wieku 5 lat byłem już pełnoprawnym klientem biblioteki publicznej. Przeczytałem w życiu – szacunkowo – ok. 7000 książek; jako dzieciak w tempie 2 dziennie. W miarę praktyki szybkość czytania się zwiększa. Niegdyś – tak koło 30 – miałem tempo czytania 1 strony równe 20 sekund, obecnie czytam jednak ciut wolniej. Oczywiście, dotyczy to beletrystyki; monografie matematyczne czytam jednak dużo wolniej, bo tu trzeba sporo myśleć. Ale i tak ludzie nie wierzą, że tak można.

      Polubienie

  3. Po takiej recenzji warstwy wydawniczej mogę się jedynie cieszyć, że sięgnąłem po książkę w oryginale.

    Dodałbym do tego dwa ostrzeżenia: (1) cykl wciąga i nie sposób chyba poprzestać an pierwszym topie, (2) a poziom magii stopniowo wzrasta (co jednym się może podobać, a innym nie).

    Polubienie

  4. Zacznijmy od tego ze sam Martin jest wysokiej klasy literackim rzemieślnikiem który pisze znakomite nowele, stad zresztą struktura książek na która składa się bardzo wiele osobnych wątków zamkniętych w rozdziałach będących niemal minipowiesciami. Martin ma tez niemałe doświadczenie jako scenarzysta. Sam zresztą napisał scenariusz do jednego z odcinków serialu. Stad właśnie sfera rzemieślniczo/faktograficzna (w skądinąd w powieści fantasy niekonieczna i zazwyczaj ignorowana)jest na najwyższym poziomie. Zwracam uwagę na taka kwestie jak np. „dar” czyli ziemia wokół muru mająca utrzymywać Straż. Tolkien nigdy nie zadawał sobie zbytniego trudu opisywania ekonomicznych podstaw funkcjonowania społeczeństwa było nie było feudalnego.

    A scena hmm. „miłosna” między bratem króla a jego giermkiem. Takie rzeczy tylko w HBO.

    Polubienie

  5. Aż dziw, ze nie wciągnął Pana Sapkowski ze swoją sagą o Wiedźminie. Mimo wszystko gratuluję podjęcia tematu fantastyki.

    Polubienie

    1. Sam się dziwię. Ale tak jest. Mam jedną jego książkę – przyznaję, świetnie napisaną – ale jakoś mnie nie wzięła. Niepojęte.

      Polubienie

  6. Sam Martin przyznał, że uwielbia książki historyczne, niestety czytając o Wilhelmie Zdobywcy, doskonale wiemy kto wygra pod Hastings stąd pomysł napisania książki o zupełnie wymyślonym średniowieczu. A wątki magiczne pojawiły się pod wpływem nacisków najważniejszej recenzentki – wnuczki pisarza.

    Polubienie

  7. Rzeczywiście, stronka dość przejrzysta i ładnie zrobiona, ale nie znając książki…
    R.R. Martin to postać dość znana w świecie s-f i fantasy; co prawda w ciągu ostatnich kilkunastu lat przeczytałem 2-3 książki tego typu, ale pamiętam jego opowiadanie „Piaseczniki” (Sandkings), które czytałem w „Fantastyce” – kapitalne, zresztą obsypane nagrodami (Hugo, Nebula…).
    Co ciekawe, George R.R. Martin jest ponoć scenarzystą serialu (może dlatego taki udany?), a w czerwcu będzie w Polsce.

    Polubienie

  8. A to ciekawe: też dwukrotnie próbowalem ugryźć prozę Tolkiena i dwa razy z bólem zebów poddawałem się po kilkunastu stronach. Za to Sapkowskiego czytałem z przyjemnością, także tę śląską sagę o Reinevanie i wojnach husyckich.
    Niestety Sapkowski, którego podziwiam za erudycję i poczucie humoru – już nie pisze. O książkach George’a Martina słyszałem – po pańskiej rekomendacji chętnie po nie sięgnę. Pozdrawiam

    Polubienie

    1. Miłość do prozy Tolkiena to sprawa indywidualna; o ile książki z rozwlekłymi opisami typu „Nad Niemnem” przebrnąłem z wielkim mozołem (lektura… Lektury – nawet te najnudniejsze – czytałem…), o tyle opisy we „Władcy Pierścieni” absolutnie mi nie przeszkadzają, a powieść stawiam bardzo wysoko w prywatnym rankingu. Tylko film jej dorównuje, bo kręcił go Jackson – jedyny człowiek do tej roboty (pamiętamy, co zrobiono z „Wiedźminem” opartym na książkach Sapkowskiego…).
      Również córka przeczytała „dwoma tchami” – dwoma, bo na tydzień przerwała, nie mogąc przebrnąć przez sceny z Szelobą (ogromna pajęczyca), opisane w drugim tomie…

      Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.