Kilkanaście dni temu – dokładnie, 17 lipca – nastąpiło wydarzenie, które wzbudziło dużo mniejsze zainteresowanie, niż zasługiwało. Mam na myśli Marsz Autonomii Śląska, organizowany od czterech lat. Spowodował on w Internecie napisanie paru uwag kpiących, kilkunastu wściekłych wyzwisk – i na tym się właściwie skończyło. Tymczasem – moim zdaniem – sprawa absolutnie nie zasługuje na kpiny, a już z pewnością ataki z pozycji “patriotycznych” są mocno, jakby to łagodnie nazwać, zwietrzałe.
Mało kto otóż wie, że istnieje – najzupełniej oficjalnie – calkiem legalna organizacja o nazwie Ruch Autonomii Śląska. Nie będę tu o niej pisał szczegółowo, bo użyty odnośnik prowadzi do źródłowego artykułu w Wikipedii; wystarczy poczytać. Jeszcze mniej ludzi zapewne wie, że w okresie II RP – w latach 1922-1939- województwo Śląskie miało autonomię, i to całkiem szeroką, ze sporymi uprawnieniami. Sprawa ta jest także bardzo dobrze opisana w Wikipedii w oddzielnym artykule, do którego także odsyłam. Jakoś to wtedy nikomu nie przeszkadzało, a i w sensie gospodarczo-politycznym, jak się wydaje, sprawdzalo się calkiem nieźle. Hurra-patriotyczne zatem protesty, żądania delegalizacji, specjalnie zaś robienie z powodu istnienia tej organizacji zarzutów… Tuskowi, są dość idiotyczne.
W ogóle pomysł autonomii – nie tylko Śląska, również innych regionów, i nie tylko w Polsce – wydaje mi się calkiem sensowny; z jednym tylko zastrzeżeniem, że nie będzie to autonomia motywowana wyłącznie narodowościowo, czyli plemiennie. Jestem wielkim zwolennikiem na przykład polsko-niemieckiego Regionu Pomerania; współpracujące ze sobą środowiska polskie i niemieckie z pewnością stworzyłyby nową jakość w Europie. Również Region Silesia wydaje mi się pomysłem rozsądnym, choć to jest coś innego niż autonomia: ta działa w ramach istniejącego państwa, regiony są ponadpaństwowe. Mam nadzieję, że taka właśnie – oparta na regionach, nie na państwach narodowych, których rola powinna być coraz mniejsza – będzie przyszłość Unii. Bardzo bym tego chciał. A Ruchowi Autonomii zyczę wszystkiego dobrego.
To, że Warszawa blokuje wiele regionalnych działań, nie jest czymś nowym. Problem moim zdaniem nie tkwi w tym, aby tworzyć autonomie i wszyscy będą szczęśliwi, ale w tym, aby stolica nie patrzyła tylko przez pryzmat własnego miasta. Warszawa wydaje się bardzo zadufanym w sobie miastem, które twierdzi, że wszystko się należy wyłącznie jej. Przykładów jest wiele – pociągi, które jeżdżą w największych składach – do Wa-wy (choć połowa tych składów jest pusta, natomiast na innych liniach ledwo się ludzie mieszczą), lotnisko w Krakowie – odwołano dochodowe loty, bo… Warszawa chce otworzyć kursy do Wietnamu bodajże….z którymi zapewne będzie jak z pilotażowymi lotami również w kierunku wschodu. Cóż nic dodać, nic ująć. Myślę, że samo dołączenie nic nie da, niestety…
PolubieniePolubienie
Nie mam nic przeciwko autonomii Śląska, nawet ją popieram. Więcej – nie miałbym nic przeciwko nawet ich całkowitej niepodległości.
PolubieniePolubienie
Do Śląska mam rodzinny sentyment. Mój fater był Koenigshutte geboren.
PolubieniePolubienie
Dzięki za rozsądną opinię. U nas na Śląsku panuje przekonanie (trudno powiedzieć czy słuszne), że Śląsk się nie rozwija, bo kto inny podejmuje za nas decyzje, że rozwój regionu jest sztucznie blokowany. Przykład zablokowania przez Warszawę możliwości rozwoju lotniska Pyrzowice wydaje się potwierdzać taką hipotezę. Gdyby była autonomia pretensje o to, że Śląsk „się sypie” moglibysmy mieć tylko do siebie. A że „się sypie”, to chyba widział każdy kto miał okazję jechać przez Bytom, Chorzów czy niektóre dzielnice Katowic np. Szopienice. Dzisiaj Śląsk to jedna wielka ruina, niestety.
PolubieniePolubienie