Już chyba wszyscy zabrali głos w dyskusji nad niewydaną jeszcze książką A. Domosławskiego o Ryszardzie Kapuścińskim. Tak dużo jest tych komentatorów, że miałem poważne wątpliwości, czy do nich dołączać. Zrobię to jednak, ponieważ podzielili się oni z grubsza na dwa obozy: tych, którzy martwią się, uważając, że Domosławski niepotrzebnie – lub wręcz nieszlachetnie – RK odbrązowił, i tych, którzy – hołdując hasłu “prawda was wyzwoli” cieszą się, że wielki reporter został zdemaskowany jako współpracownik wywiadu PRL, fałszerz faktów, ubarwiacz rzeczywistości, nadmierny miłośnik płci pięknej, a w ogóle “lewak” i “dęta wielkość”.
A tymczasem jest jeszcze jedna możliwość spojrzenia na sylwetkę “Cesarza” (taką bowiem miał RK ksywkę w środowisku). Taka mianowicie, że był to po prostu wielki pisarz. Że najważniejsze są jego książki i miliony ich czytelników na całym świecie. Że nie ma najmniejszego znaczenia, czy piesek cesarza Hajle Selassje rzeczywiście sikał dostojnikom dworskim na buty, czy też nie: już wielki Melchior Wańkowicz dziesiątki lat temu mówił, że dla większego efektu – literackiego! – łączy po kilka postaci w jedną, dramatyzuje wydarzenia i tak dalej.
Wielki pisarz tedy, majster w swoim fachu, który nikogo nie zdradził – jak chcą niektórzy – bowiem, jak wielu innych, PRL uważał za swoje państwo i był etatowym pracownikiem peerelowskiej – a nie londyńskiej – prasy; co zaś się tyczy owej “współpracy”, to w moim najgłębszym przekonaniu można by tak nazwać jedynie imienny donos na kolegę, nic więcej. RK miał – podsumowując tę część – prawo do każdych poglądów i konsekwentnego, zgodnego z nimi postępowania.
Nie znałem RK zbyt blisko. ale znam wielu ludzi, którzy z nim pracowali, pili wódkę i tak dalej. Żaden z nich nigdy nie powiedział, że “Cesarz” zrobił kiedykolwiek co innego, niż publicznie mówił. Nikt też nie stawia mu najmniejszego zarzutu o osobistą nielojalność, nie mówiąc już o jakimkolwiek przejawie niekoleżeństwa.
W jednej sprawie postępowanie autora książki o RK zdecydowanie mi się nie podoba: najzupełniej niepotrzebnie opisał jego ciut skomplikowane życie osobiste. I nie ze względu na samego RK, ale na tych kilka bliskich mu osób, które żyją, i które upublicznienie pewnych faktów (nawet, jeśli były im znane) mogło zaboleć. Żeby zaś było moje stanowisko jasne: w opisywanej sytuacji nic absolutnie mnie nie gorszy. Bywa, zdarza się. Oczywiście, RK żył “nie-po-katolicku”. Nie on jeden; a jeśli z powodzeniem i zadowoleniem, to tylko pozazdrościć.
Cóż – przeczytałem dalszy kawałek, o ZMP, studiach i pracy w Sztandarze Młodych – i jestem pod wrażeniem. Bardzo pozytywnym. Autorowi udało się pokazać motywacje i zachowania ludzi w czasach stalinowskich w sposób zrozumiały (chyba) nawet dla dzisiejszej młodzieży.
Widzę to o tyle wyraźnie, ze sam coraz częściej muszę się zastanawiać, jak pewne rzeczy wytłumaczyć ludziom, którzy nigdy nie musieli się starać o paszport, nie przestali nocy w kolejce, a kartki na cukier czy benzynę widzieli tylko w internetowym muzeum.
W porównaniu z „biografią” Wałęsy, stworzoną przez niejakiego Zyzaka, ta książka plasuje się na przeciwnym końcu skali. I rację ma Stasiuk – ona już jest wydarzeniem, a nawet Wydarzeniem, bo przywraca zdroworozsądkowe widzenie ówczesnego świata.
PolubieniePolubienie
Świetny, wielki i wyborny!!!
PolubieniePolubienie
A w GW świetny tekst Stasiuka o książce Domosławskiego.
PolubieniePolubienie
Zacząłem czytać (niech żyją zamówienia w przedsprzedaży). Przebrnąłem przez cytaty z recenzentów, cytaty otwierające, refleksje autora, dzieciństwo bohatera odbrązowione i aktualnie jestem gdzieś w okolicach wstąpienia do ZMP.
Ksiażka jak dotąd pełna niedomówień – zestawienie cytatów z Kapuścińskiego z opowieściami jego siostry, przyjaciół z liceum i znajomych; oczywiście nie da się ustalić, kto ma rację.
Najbardziej nieprawomyślna na obecne czasy jest historyjka o tym, jak to dziewczyna wpadła przez kogoś z licealnej czwórki przyjaciół i inny z nich polecił ją ciotce-ginekolożce – prostota rozwiazania nie do pomyślenia dzisiaj.
Ale co u licha ten anonimowy kwit z pralni ma wspólnego z Kapuścińskim? Brak bowiem jakichkolwiek sugestii co do jego roli w sprawie. Z pewnym niesmakiem czytam dalej.
PolubieniePolubienie
wróć: wszystko zależy od tego czy mówimy o biografii czy o życiorysie literackim.
Czy dla pisarza tło, dookolność, w której się obraca – naprawdę nie są ważne ?
PolubieniePolubienie
Pozwolę sobie nie zgodzić się totalnie. Prawda – ta z rodzaju „gołe fakty” – jest totalnie nieciekawa. Jest rozgadana i nadmiarowa. A przy okazji: najgłośniejszy chyba reportaż w historii dziennikarstwa, słynny opis pożaru w Szpindlerowym Młynie pióra genialnego Egona Erwina Kischa, został napisany przez autora… w redakcji. Wszystko zmyślił, od początku do końca; co nie zmienia faktu, że była to czysta prawda, choć w wielu miejscach odbiegająca od rzeczywistości. A tegoż autora opowieść o „Szubienicznej Toni” (słynny reportaż – właśnie! – o praskich prostytutkach) rozgrywa się w… niebie, czyli nigdzie. A jest samą prawdą o tym środowisku. To klasyka i elementarz. Powtarzam: nie wolno mylić reportażu z dużą informacją!
PolubieniePolubienie
A czystą prawdę o Dzikim Zachodzie i Indianach objawił światu Karol May…
PolubieniePolubienie
„wielki Melchior Wańkowicz dziesiątki lat temu mówił, że dla większego efektu – literackiego! – łączy po kilka postaci w jedną, dramatyzuje wydarzenia i tak dalej.”
Znaczący jest ów czas teraźniejszy.
PolubieniePolubienie
A co mianowicie znaczy? Chętnie się dowiem.
PolubieniePolubienie
E, przecież nie trzeba czytać biografii, żeby wiedzieć, co to był za gość — starczy słuchać jego piosenek. Począwszy od „Pijanego poety” aż po całą „Pochwałę łotrostwa”.
PolubieniePolubienie
Powiem znów tak: jaki był, taki był; ale znów: jego songi są wybitne. I tylko to mnie interesuje.
PolubieniePolubienie
Tak właśnie.
PolubieniePolubienie