2012

cosmic_ray_supernova[1] Chyba wybiorę się na ten film, choć wszystkie znaki na niebie i Ziemi wskazują, że w sensie fabuły jest to chała zdobna; zgodnym chórem potwierdzają to zresztą recenzenci. Ale ostrzę sobie zęby na efekty specjalne; uwielbiam filmy katastroficzne, a już to pokazane na trailerze rozwalenie znanej figury z Rio (nie chcę – wymieniając jej nazwę – obrazić niczyich uczuć; cholera wie, jaki jest wasz stopień wrażliwości?) to sam smak. Obejrzeć to na dużym ekranie – mniam.

Imponuje mi skuteczność akcji reklamowej zorganizowanej wokół tego filmu, choć sama akcja jest w dużym stopniu nieetyczna: bazuje na zamiłowaniu idiotów do teorii spiskowych i tzw. “niewyjaśnionych tajemnic nauki”. No, ale media – opanowane przecież przez element bynajmniej nienależący do “wykształciuchów”, wręcz jakby przeciwnie – temat podjęły i przez dwa lata bez wątpienia będzie on wałkowany każdego dnia, w którym żaden Kaczyński nie wezwie do walki o “nowy patriotyzm” ani żaden Palikot nie pokaże kolejnego penisa. Czyli w sumie dość rzadko, ale jednak do końca roku 2012 stacje telewizyjne mają czym watować a tabloidy mogą “popularyzować naukę”. Żeby im trochę popsuć robotę, poniżej kilka uwag.

Pierwsza. Starożytny kalendarz Majów kończy się 21 grudnia 2012; to fakt. Dokładnie nic jednak z tego nie wynika; mój kalendarz biurkowy kończy się z końcem stycznia 2010, i co z tego? Kalendarz Majów nie miał w żadnym stopniu służyć przewidywaniu przyszłości, był po prostu zwykłym narzędziem rachuby czasu. Dzisiejsza wiedza pozwala nam obliczać daty do dowolnego dnia w przyszłości – i też nic z tego nie wynika, w szczególności nic nie wynika z tego, że  z łatwością odpowiemy jaki dzień tygodnia przypadnie 21 maja 1001018 roku. Kalendarz Majów kończył się po prostu z końcem ich cyklu obliczeniowego (innego niż nasz zresztą), nie z końcem “czasu w ogóle”. Majowie sporo wiedzieli o świecie, ale była to spora wiedza na miarę ich czasów, nie naszych. W porównaniu z naszą nauką, ta ich – to nieuporządkowane pierwociny.

Druga. Niektórzy głoszą, że w roku 2012 nastąpi jakieś fatalne w skutkach ustawienie planet w jednej linii. Niestety – dla autorów takich stwierdzeń – nic szczególnego w tym względzie w owym roku (ani w kilkudziesięciu następnych)  nie nastąpi, co od czasów Newtona da się dość łatwo policzyć.  Ponadto, nawet gdyby wszystkie planety naraz ustawiły się w swoistą kolejkę, to nie ma najmniejszych powodów przypuszczać, że miałoby to jakikolwiek wpływ na ziemskie zdarzenia.

Trzecia. Jeszcze jedna opowiastka głosi, że na jednej linii znajdą się Ziemia, Słońce i Centrum Galaktyki; to ma być straszliwy ewenement kosmiczny, bowiem Układ Słoneczny zostanie w związku z tym przeniesiony w inne miejsce Wszechświata, do owego Centrum mianowicie. Otóż takie przenosiny są zupełnie niemożliwe, to raz. Po drugie, musiałyby trwać raczej długo: światło od nas do Centrum Galaktyki zasuwa 30 tysięcy lat, więc sądzenie, iż cały proces zacznie się i skończy w grudniu 2012 jest – delikatnie mówiąc – mało uprawnione. I jeszcze jedno: owa “wyjątkowa koincydencja” powtarza się… co roku w grudniu. I jakoś nic się nikomu od paru milionów lat nie stało…

Czwarta. Podobno w najbliższych latach pole magnetyczne Słońca ma zmienić swoją orientację, co ma być dla nas zgubne. Hm… Przecież na tym właśnie polega dobrze nam znany jedenastoletni cykl słoneczny, który powtarza się “od zawsze” bez specjalnych skutków i bez przesadnej regularności zresztą! Faktycznie, maksimum aktywności Słońca “powinno” – w sensie statystycznym – wystąpić w roku 2012, ale równie dobrze może nastąpić w rok później, albo jeszcze kiedy indziej; różnie z tym bywa. No ale powiedzmy, że to maksimum jednak będzie, i że będzie mu towarzyszyła horrendalna burza magnetyczna, dajmy na to taka jak ta ostatnia zanotowana w roku… 1859. No i co, nie przeżyliśmy jako ludzkość? Rzecz jasna, nasze kłopoty (zakłócenia elektryczne i telekomunikacyjne) byłyby większe, niż naszych pradziadków, bo bardziej jesteśmy zależni od elektryczności – ale z pewnością nie grozi nam żadna apokalipsa.

Piąta. Magnetyzm słoneczny nie fiknie koziołka, ale raptownie zamienią się miejscami bieguny ziemskie – północny z południowym. To się faktycznie podobno zdarza, naukowcy szacują, że średnio raz na 400 tys. lat. Nie ma żadnych przesłanek, by sądzić, że coś takiego nastąpi w ciągu najbliższych tysięcy lat, nie mówiąc już o roku akurat 2012. Ale jeśli to się zdarza, to w żadnym razie nie powoduje nagłej zmiany kierunku obrotu Ziemi wokół własnej osi, co byłoby rzeczywiście katastrofalne; “nie ma takiej opcji”, jak mówią dzisiejsi młodzi ludzie. Tymczasem to właśnie głoszą prorocy nadchodzącej katastrofy.

Szósta. Nie walnie w nas w 2012 żadne wielkie ciało niebieskie. Nie ma takiego w pobliżu nas, a nasze komputery potrafią policzyć tory wszystkiego co widać (nie gołym okiem oczywiście, ale przez potężne teleskopy). W szczególności nie grzmotnie w Ziemię “tajemnicza planeta Nibiru”, która rzekomo krąży wokół naszego Słońca (z okresem obiegu 3600 lat ziemskich), tylko uczeni i politycy zmówili się, żeby nas o tym nie informować. Fajnie brzmi ta brednia, ale to brednia.

No i tyle. Do zobaczenia w Sieci w Sylwka 2012. Jeśli kogoś z nas przedtem cholera trzaśnie, to chyba tylko z tzw. przyczyn naturalnych, albo od oglądania wyczynów polskich polityków. Z pewnością nie mieli o tym zielonego pojęcia Majowie i nie będzie w tym miała udziału żadna kosmiczna katastrofa. Słowem: końca świata w 2012 roku nie będzie. Niniejszym go odwołuję.

8 myśli w temacie “2012

  1. Witam,
    Film oglądałem, średnio mi się podobał.
    Za dużo przewidywalności i tzw. szczęśliwych zbiegów okoliczności.
    pzdr

    Polubienie

  2. Nie chciałbym wybrzydzać, ale filmy Rolanda Emmericha (Dzień Niepodległości, Pojutrze, 2012) zawierają najwyższą znaną mi koncentrację idiotyzmów na jednostkę czasu od czasów osławionego twórcy filmów science fiction Eda Wooda. Obraz nawet jest niczego sobie, ale po ci aktorzy plotą te wszystkie kosmiczne bzdury, już lepej gdyby filmy Emmericha leciały bez dźwięku. Nie dalej jak w zeszłym tygodniu miałem wątpliwą przyjemność ponownego obejrzenia „Dnia Niepodległości”, chyba najbardziej ubawiło mnie stwierdzenie że statek obcych ma średnicę 500 km i masę 1/4 masy księżyca. Czy scenarzyści są tak głupi, czy świadomie obrazają inteligencję widza ? Z dwojga złego, wolę juz filmy Wooda, są przynajmniej zabawne.

    Polubienie

  3. Byłem na tym wczoraj i muszę się zgodzić z większością recenzentów. Niektórzy kręcą nosami nawet i na efekty, ale mnie się podobały. Świetne wrażenie robi zwłaszcza zniszczenie jednego z parków narodowych. Jeśli chodzi o fabułę, to powiem tak: można się spóźnić 45 minut, obejrzeć ok. 40 minut efektów specjalnych, darować sobie ostatnią godzinę i z filmu zupełnie nic nie stracić. 😉

    Polubienie

  4. Pytam z ciekawości w kontekście poprzedniego wpisu: czy równie mocno ostrzyłby Pan sobie zęby, gdyby w trailerze pokazano rozwalenie znanego pałacu z centrum Warszawy?

    Polubienie

    1. Nie mam żadnych obiekcji. Z pewnością bym się nie oburzał; wręcz przeciwnie, to by była pewna popularyzacja stolicy. Ale nie ukrywam, że to, co jest w filmie, ma dodatkowy smaczek, bo coś (pewnie) reżyser chciał tu powiedzieć; może to, że Istota Najwyższa okazuje się w pewnych sytuacjach bezradna? Rozwalenie wieży Eiffela byłoby w tym kontekście tylko trickiem technicznym.

      Polubienie

  5. Film całkiem fajny, wchodząc na salę o 20:00 wyszedłem z niej o 22:57.. więc dość długi. Efekty niesamowite, wyższość pieniądza ciekawie pokazana, ogólnie film robi wrażenie.
    A co do końca świata.. może po prostu ludzie chcieliby wierzyć, że to akurat za ich życia stanie się coś wyjątkowego? No nie bądźmy egoistami, nic ciekawego się nie zdarzy.

    Ps. Ciekawy blog.
    Pozdrawiam, nowy czytelnik.

    Polubienie

  6. 1 klasa LO – 2 h religii, 2 h fizyki
    2 klasa LO – 2 h religii, 1 h fizyki
    3 klasa LO – 2 h religii, 0 godzin fizyki.
    Po takim wykształceniu można absolwentowi wcisnąć do niepofałdowanego mózgu jakąkolwiek brednię, którą tenże za prawdę objawioną weźmie.

    Polubienie

  7. Taki typowy amerykański film. Nic szczególnego. Jedynie technicznie całkiem efektownie im wyszło.

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.