Mamma mia, idźcie lepiej do kina!

Już mam tak dość bieżącej polityki (obserwowanie niesnasek i podszczypywanek między Kaczorem a Tuskiem już wywołuje u mnie mdłości…), że poszedłemz tego wszystkiego do kina. Doceńcie stopień zdesperowania: uczyniłem to, mimo że zapach popcornu i odgłos jego żucia jest dla mnie czymś nieskończenie obrzydliwym, dziś zaś bez tego w kinie w zasadzie nie ma seansu. Wybrałem musical „Mamma mia!”, zrealizowany przez dwie damy, których nazwiska po raz pierwszy przeczytałem na ekranie: reżyserkę Phyllidę Lloyd (okazuje się: znana artystka brytyjska, specjalizująca się w inscenizacji… oper!) i scenarzystkę, też Brytyjkę, Catherinę Johnson. Wybrałem z uwagi na dwie wielkie aktorki: Meryl Streep i Julię Walters, panie nie pierwszej zgoła młodości, które – jak usłyszałem – dokonują w tym filmie rzeczy niebywałych…

I rzeczywiście. 59-letnia Streep i 58-letnia Walters imponują temperamentem, niesamowitą sprawnością fizyczną i wielkimi głosami. Nie ustępuje im uwielbiana przeze mnie 56-letnia brzydula Christine Baranski (pamiętacie zołzę-dziennikarkę z „Chicago”?). No i Pierce Brosnan, dość średni Bond, okazuje się zupełnie dobrym aktorem; a ja zawsze myślałem, że jest na wybitne aktorstwo za przystojny!

A sam film… Słuchajcie: złożyć z kilkunastu przebojów ABBY coś, co jest fabułą z początkiem i końcem – i w dodatku ma sens – to wielka sztuka. Scenariusz – na piątkę. Dobrać zespół (aktorski w końcu), który wykona to wokalnie dwa razy lepiej, niż brzmiało w oryginale – to sztuka chyba jeszcze większa.

Słowem: pyszna zabawa. Dodajmy: skończenie libertyńska i hedonistyczna. Urocza! Poniewierająca z niesamowitym wdziękiem, taktem i poczuciem humoru niektóre Wartości Chrześcijańskie – aż miło patrzeć. Niby to same banały: że panienka może pójść do łóżka w ciągu tygodnia z trzema facetami, zajść (nie wiadomo z którym!) w ciążę – i nic z tego nie wynika, poza dobrą zabawą. Że owi trzej faceci kumplują się ze sobą bez żadnej zazdrości, ani ansów. Że starsze panie schlewają się w cztery srebrne lisy i podrywają czarnoskórych chłopaków ze dwa (albo nawet trzy) razy od siebie młodszych – i to jest też dobre i sprawiedliwe. Niby to banały dla każdego, kto ma więcej niż dwie szare komórki w mózgu i trochę w życiu widział (oczywiście, nie z perspektywy pielgrzymki oazowej; ale kto wie?) – lecz, młodzieży kochana, jak to wszystko opowiedziane!

Dobre kino, mamma mia. Idźcie. Dobre angielskie kino, bardzo przepominające klimatem (moralnym, czy raczej amoralnym) „Cztery wesela i pogrzeb”, co mogę oglądać na okrągło. Nie pożałujecie. Dajcie się zdemoralizować. I zobaczcie, na czym polega wielkie gwiazdorstwo pani Streep: na tym, że pozwala się pokazać jako brzydka i rozmemłana, będąc w tej brzydocie i rozmemłaniu piękną, wzruszającą i prawdziwą. I, mamma mia, jak ta baba śpiewa!

Popatrzcie na trailer:

7 myśli w temacie “Mamma mia, idźcie lepiej do kina!

  1. Zgadzam się *prawie* ze wszystkim, z wyjatkiem „wokalnego wykonania dwa razy lepiej niz w oryginale”. No niestety, do oryginału to sie nie umywa…
    Gdybym miał duzo czasu do zmarnowania, to podłozyłbym sobie pod ten film nowa ściezkę dźwiekową, zastępując filmowe wykonania piosenek oryginałami właśnie… 🙂

    Polubienie

  2. „Już mam tak dość bieżącej polityki (obserwowanie niesnasek i podszczypywanek między Kaczorem a Tuskiem już wywołuje u mnie mdłości…) ”

    najlepiej gdyby wszyscy mieli takie samo zdanie i należeli do jednej partii…zjednoczonej…

    Ostatnio w TVP Wiadomości pinda Lis zaczęła swój program informacyjny od właśnie „kłócącego” się Sejmu. Komentarz dała przy tym tak beznadziejny, że nie wiem po co ja jeszcze tam trzymają. Pan jej wtóruje?
    Ale rozumiem, demokracja nie dla państwa.

    Polubienie

  3. poszła z 3 facetami do łóżka. świat byby piękny bez AIDS, takie numery byłyby bezstresowe. ale cóż tak jest w bajkach 😦 tylko

    Polubienie

  4. Warto iść – choćby dla samej Meryl Streep, która jest po prostu rewelacyjna…
    Mnie Brosnan, (którego uwielbiam od „Irlandczyków”) rozczarował śpiewem, ale poza tym rzeczywiście trudno mu coś zarzucić 🙂

    Polubienie

  5. Zgadzam się z p. Misiem!
    Urodziłam się na początku lat 80., ABBĘ znałam, jak każdy. Jednakże dopiero po tym filmie się w niektórych piosenkach zakochałam. „The Winner Takes It All” – ponadczasowe i w wykonaniu Meryl Streep (którą uważam za największej klasy aktorkę) lepsze niż w oryginale… Ten film jest wyśmienitym hołdem dla wspaniałych twórców tej muzyki. To klasyka, o którą dziś trudno. Już za czasów mojego dojrzewania nie było muzyków, których słuchać się będzie za 10, 20 lat. A ABBA wciąż żyje! I bardzo dobrze!
    I ta radość z życia, która tętni w filmie… Aż się tęskni za takim życiem… 🙂

    Polubienie

  6. „starsze panie schlewają się w cztery srebrne lisy”

    Aaach, piękne! Ale ja ten trailer widziałem chyba ze 20 razy — często chodzę do kina, a nie wiedzieć czemu trailer leci tam już od miesięcy — i nie ma siły, która mnie zmusi do obejrzenia arcydzieła :/ Może za 10 lat na Blu-Rayu…

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.